MuFu
Monday, December 18, 2006
Sunday, December 17, 2006
14.55
Oglądam drugi raz magiczne zdjecia z Alaski..są jak dotykanie marzenia. Kiedyś tam będę...Zobacze na żwo łosie, lodowce, i góry który wyglądają jakby nikt ich nie zdobywał.
Karol jest ostatnio poza wszelkim zasięgiem..jego dziecko pochłania go do reszty..ach te laptopy...wszyscy wariują.
Siedze sama i zastanawiam się co wybrać z tych wszystkich wspaniałych propozycji które mam w rękawie.
Może zajmę się prezentami..ma nadzieje że wypadną lepiej niż ten dla Żeja..
Friday, December 15, 2006
kiedy przyjdą podpalić dom..
..na Groblach, w pewnej kamienicy żyła sobie pewna babcia która miała dobre serce..wynajmowała studentowi pokój..student za to spraszał znajomych i włazili przez okno do mieszkania żeby pić wódkę. Nie bywałe..tak bawiła się cała kulturalna śmietanka z krakowa...w małym mieszkanku na rogu Grobli..
Sunday, December 10, 2006
Saturday, December 09, 2006
opowieść przedświąteczna cz3
Minęło osiem lat. Po wielu zabiegach, zważywszy na inne realia, pojawiła się iskierka nadziei...możliwe stało się to żeby nareszcie się zobaczyli..
Pacia była pełna entuzjazmu..Paciuś miał już swoją rodzinę ale dalej wierzyła że jest w nim to coś czego tak bardzo jej brakowało. Kiedy na lotnisku rzuciła się mu na szyję już wiedziała że coś jest nie tak. Coś się wypaliło, było już za późno..za późno...to uczucie prześladowało ją jak demon.
Nie był tą samą osobą, nie umieli już ze sobą rozmawiać..tak bardzo się spóźnili..
Tragedia przerastała ją a widok całokowicie zminionego Paciusia płakała..
Rozczarowanie było zmorą która nie dawała zasnąć bez środków nasennych, żal rozrywał jej serce..które nie chciało już bić.
Chciała skończyć to wszystko, obojętne było w jaki sposób..ale miłość do życia jaką w niej zaszczepił kiedy była dzieckiem nie pozwoliła jej zrobić ostatecznego kroku. Uratowała sama siebie..
Od tamtych wydarzen trudno jej ufac komukolwiek..Wieczne poczucie odrzucenia i ciągła obawa że zostanie sama niszczy ją każdego dnia. Błaga o miłość..każdy dzień bez niej przywołuje wizję samotności do końca życia..
opowieść przedświąteczna cz2
Lata '90 były dla Pacia początkiem tej wielkiej gonitwy za dorosłością..Pacia ledwo zaczęła podstawówkę. Nienawidził być na uwięzi..jak dzikie zwierze szamotał się i wolał umrzeć niż pozwolić się złapać. Wybrał ucieczkę..która kosztowała wszystkich zbyt wiele.
Była zbyt mała żeby zrozumieć całe szaleństwo niebezpiecznej wyprawy w nieznane..ale to się stało.
Pewnego jesiennego lub wiosennego popołudnia pożegnali się..nie było odwrotu.
Razem z nim odeszła połowa jej..połowa szczęscia i nieszczęścia, dnia i nocy koloru i smaku. Słodziła już 2 łyżeczki cukru a nie tak jak wcześniej..kiedy byli razem słodzili 1,5 i ani kryształka więcej.
Nikt nie zabierał jej już na wycieczki, w sklepie nie było już tamtych gum do żucia, wszystko działo się jakby pod kloszem. Słyszeli się raz na jakiś czas ale szybko okazało sie ze to nie to...że nie ma w tym nic z tamtych rozmów. Wpadała w stany depresyjne, kiedy mówiło się o Paciusiu łzy lały jej się strumieniami po policzkach, w czwartej klasie podstawówki stwierdzili u niej nerwicę..była samotna, jakby ktoś zostawił ją w tłumie obcych ludzi..błagała o miłość.
opowieść przedświąteczna cz1
Mieli taki sam uśmiech, włosy kręciły im się w ten sam sposób, mieli ten sam błysk w oku i porywcze serca. Jak bliźniaki...ale różnica wieku-15 lat..nie mogła ich umieścić w tych samych realiach.
Paciuś był dla Paci mamą i tatą, przyjacielem i opiekunem..a przede wszystkim bratem.
Widziała jego oczami świat, pokazywał jej jak piękna jest natura..uczył słuchać wiatru i grać na liściu trawy. Mieli swój własny świat.
Kiedy Pacia się urodziła Paciuś wogóle się nie przejął..w rzeczywistości czekał już na nią, to on brał ją na ręce i bawił się nawet kiedy była nieznośna. Oboje rośli i coraz mniej czasu spędzali ze sobą..on musiał chodzić do szkoły, ale kiedy przyjeżdzal z internatu w piątek wieczorem nie odstępowała go na krok.
Tak samo chorowali..mieli tę samą wadę zgryzu...kiedy ludzie patrzyli na Pacię..mówili: "cały Paciuś". Zabierał ją w kryzysowych sytuacjach na przejażdżkę, siedziała na poduszce wciśniętej w bagażnik roweru..jeździli do sklepu po swoją ulubioną gumę do żucia z obrazkami samochodów i wszystkie smutki przechodziły.
Był zafascynowany florą, ona fauną. Potem studiwała na tej samej uczelni i na tym samym wydziale co on. Ale on nie dokończył studiów.
Kochała go jak siebie samą, byli jednym, rozumieli się bez słów, kazdy widział że łączy ich pewna metafizyczna nić..każdy widział też jak ta nić pękła.
już teraz wiem..
..wszystko trwa dopóki sam tego chcesz. Przyczepił mnie na szarym ogonie i myśli że będe wdzięczna. Wszystko jest do zrozumienia..ale jak się chce z kimś być to naturalne jest że chce się z tym kimś spędzać jaknajwięcej czasu a nie odrabiać minimum w 18 godzin raz w tygodniu..
nie mogę się pozbierać do kupy...cały ten tydzień był taki beznadziejny..i czekałam tylko na to...ale już rano wiedziałam co się święci. Kiedy się obudziliśmy już nie było normalnej wymiany zdań, czułych pocałunków, tylko nerwówka że trzeba mu wrócić jak najszybciej do domu..czy mi te parenaście godzin wystarcza?NIE i nie obchodzi mnie kto z kim i przez ile się widuje..dla mnie to poprostu jakaś śmieszna liczba. Pare godzin na spanie, pare na oglądanie filmów, jedna godzina intymności i to wszystko...i to jest kurwa wszystko
Wednesday, December 06, 2006
po co rośnie tutaj to..dzikie wino..może je zasiałeś Ty..hej chłopczyno..
Rok temu był wtorek..
Mroźny choć wszystkich rozgrzewała fala czerwonego koloru..po ekonomii spędzałam czas przy czerwonym winie przy stoliku nad barem..w starej prowincji.
Dziś pozostało mi tylko rozpłakać się w tramwaju..dzień kompletnie do dupy
Całe pieniądze pożarły rachunki i czynsz..więc zostało niewiele..w dziale praktyk nikt na mnie nawet nie zwrócił uwagi, a wszyscy wokół mieli tak świetny humor..każdy wybierał się do znajomych, na impreze, w miłej atmosferze. U mnie...no cóż..Karol się dziś nie odezwał,potem nawet jego telefon zaprotestował, pokłóciłam się z kamilem o byle bzdurę a jak przyjechałam do mieszkania to na wstępie rozbiłam mój świetny kubek.
Beznadziejny dzień...powinnam teraz relaksować się w jakimś miłym otoczeniu a nie stresować każdą minutą.
Tuesday, December 05, 2006
dół
Co za dół..
!..bo jak wracam do mieszkania to nie ma subtelnej ciszy, tylko krzyki ciągnące się przez pare godzin póki nie zansą. A czas jaki spędzają jak koty, rozleniwione na fotelach..doprowadza mnie do szału kiedy ja próbuję wepchnąć do mózgu troche śmieci..
@..bo kiedy patrzę na stan konta to przeliczam to na kalorie..cholerne pieniądze..trzymają mnie na uwięzi u rodziców, trzymają dystans do świata i zapewniają beznadziejne stany mojej psychiki..
$..bo infantylizm Anki czasem przerasta wszelkie możliwości..
%..bo czasem nie wiem gdzie włożyć ręce a nic mi i tak nie wychodzi...
^..bo brakuje mi czułości i śniegu
&..bo perspektywa świąt jest dramatyczna..mój bezczelny brat znowu zwala mamie na głowe dzieciaki podczas gdy on bedzie imprezował z kumplami w zakopanem..bo to już przesada żeby moja biedna mama chora na chroniczne zapalenie stawów biegała za bachorkami bo wyjścia nie ma.
*..bo wszystko jest czasem takie niesprawiedliwe...boże jak czasem trudno jest żyć..
Sunday, December 03, 2006
andrzej,wigilia i fnał..
mija weekend...zrobiłam dawki, oglądam teleekspress..ogólnie-nudna niedziela
W czwartek zorganizowałyśmy sobie babski wieczór w śródziemiu na franciszkańskiej..było komicznie:)następnego dnia była niby to wigilia na felicjanek...wczoraj relaksowałam się u chłopaków przy wyśmienitej earl grey...którą hubert dostał od grzesia.
Wszystko jakoś się musi poukładać..
o ile diagnoza zniszczy wszystkich planów...