rumianek i mięta
Jest już właściwie popołudnie ale ja jeszcze żyje wczorajszym...umieściłabym fotki z urodzin...oczywiście, bardzo chetnie ale skleroza Żeja przyczyniła się do tego że nie będzie ich...niestety;(
Wieczór zapowiadał się..krótko mówiąc-do dupy, nikomu bo nawet mnie nie chciało się gdziekolwiek wychodzić. Poza tym ze nie miałam zarezerwowanego żadnego stolika to dodatkowo natrafiliśmy na masowe wylęganie się ludzi we wszystkich mozliwych klubach krakowa. Błądziliśmy jakąś godzinę aż natrafiliśmy na AŻ dwa wolne stoliki:)
Grupka nasza nieliczna a śliczna wesoło wtargnęła na wolne posłania i przylepiła się aż do momentu kiedy knajpę najzwyczajniej w świecie zamknięto..ba..ale o której? o 00.00:)
Zróżnicowanie poglądów, wyglądów i przeglądów naszej grupy nie dorównywało nikomu. Krótka charakterystyka :
Ja - jubiler, kompletnie rozwydrzony, prawie 21letni dzieciak biegający po ścianach i wybuchający tonami niespożytej energii, opakowany w seksowne ciuchy, wkurzający wszystkich swoim entuzjazmem rozciągniętym do ekstremum. W sumie byłam maskotką wieczoru:)
Żej - taki młody a już zdążył dorobić się powalających na kolana oprawek, towarzysz mój i wieczoru, podobno szczęściarz:)
Kaja - wodzirej grupy przemieszczającej się pod zielonym daszkiem plant:) Swoisty przykład aklimatyzacji w niesprzyjających dla tego gatunku warunkach..
Kama - niezadowolenie nie wynikało z braku ochoty na świętowanie ale - jak wydedukowałam - z posiadania niewygodnych butów, dwa piwa i już było cudnie
Hubert - znerwicowany palacz który nie znalazł czasu na moje urodziny ale na nich jednak był i wielkie brawa mu za to i na chwałę jego kariery
Puzik - jak widnieje napis : najbardziej szalony z moich kuzynów, charakterystyczny odgłos : blejnaskndjkswbfjefiuhiuheeeeeee..
Karol - od sopelka począwszy a na matce boskiej skonczywszy: wielki przewidywacz moich zachcianek, charming Charlie, podrywający blondynę o małych piersiach:)
Jaźwin - wbudzający wszystkie z możliwych uczuć od odrazy po sympatię, zaskoczył mnie na całej linii zaszczycając nas swoim przybyciem..po prostu wariat
Grześ - nagroda dla drugich fajovych oprawek wieczoru, kompletnie nie wchodzący w ramy towarzystwa ale bardzo dzielnie przeciwstawiający się porażkom drugiej strony stolika.
Olivia - właściwie jej nie było, nie wniosła niestety ani okruszka pozytywnej energii, a z tą złą poradziliśmy sobie już przed jej przyjściem..
Anka - wprawiająca chwilami o nerwowy ścisk żołądka, pijaczka z zeszłego wieczoru, bohaterka nieśmiertelnej historii z butami
Oto cała nasza ekipa.
Po spożyciu pewnej ilości alkoholu postanowiliśmy poruszać tyłkiem w jakiejś schludnej knajpie. Nistety, nie udało się- z tą knajpą oczywiście ,bo trafiliśmy do jaszczurów gdzie kompletnie pijani angole podrywają młode Polki chętne na ich pieniądze. Została nas tylko garstka bo Jaźwin pojechał się wyspać, Anka podobnie, Hubert z Grzesiem poszli do Skitałki na domówkę, i w składzie 3/3 poszliśmy w tany.
Nic nie zapowiadało tak udanego wieczoru a juz na pewno nie tego że przyjedziemy przed trzecią do mieszkania. Co nam pozostało?iść spać...
Dziś słuchając Huberta i Jaźwina na audio w kuchni mówiących o tym pamiętnym wieczorze..oczy niektórych właścicielek mogły wyjść z orbit..
gratulujemy organizatorom i sponsorom wieczoru, liczymy na szybką reaktywację takiej imprezy.
a teraz idę wypić rumianek z miętą i troche przystopować ciśnienie.
0 Comments:
Post a Comment
<< Home